2006.10. Interview
POTĘGA DŹWIĘKU, POTĘGA PRZYRODY
Co Cię zainspirowało do zajęcia się muzyką?
Wszystko zaczęło się w Radomiu, tu się urodziłem i zawsze o tym pamiętam, choć uczyłem się i studiowałem w innych miastach. Gdy miałem 3 lata, zacząłem słuchać muzyki, „zaraziłem się” fortepianem i Chopinem — wszyscy bardzo się temu dziwili. Mama nawet trochę się wstydziła, że jestem nawiedzonym dzieckiem. Po studiach w Łodzi kontynuowałem naukę na studiach podyplomowych w Hochschule Musik w Düsseldorfie — organy, klawesyn, fortepian oraz menadżerowanie, zarządzanie w kulturze. Jednak miłość do organów zwyciężyła. Wtedy poznałem wspaniałego pedagoga prof. Kajetana Mochtaka z Warszawy, który nauczył techniki gry na klawiaturze prawie wszystkich znanych pianistów, organistów i klawesynistów.
Jakie wartości wyniesione z domu rodzinnego mają istotny wpływ na Twoje życie, działania?
Tata nauczył nas miłości do przyrody oraz szacunku dla ludzi. Nie traktuję więc ludzi jak klientów, którzy mają przyjść na koncert i zainwestować w bilety, lecz jak wspólnotę, gdyż bez nich nie byłoby koncertu.
Mam wiele kontaktów zarówno z wybitnymi ludźmi kultury, ale też ludźmi z nią bezpośrednio niezwiązanymi — rolnikami, robotnikami. Wygrywam na tym, gdyż najbardziej zależy mi na organizowaniu koncertów dla z pozoru przeciętnych, a w głębi wrażliwych ludzi. Krzysztof Penderecki zauważył, że ludzie w mniejszych miastach są otwarci i potrafią słuchać muzyki, natomiast szlif akademicki powoduje, że studiujący niekiedy przestają grać czy śpiewać, gdyż muszą coś tam kształtować, spełniać czyjeś oczekiwania, a często są po prostu utalentowani i wystarczy im nie przeszkadzać, a sami się rozwiną.
Do czternastego roku życia miałem kontakt z przyrodą, ze zwierzętami, jeździliśmy na koniach, pomagaliśmy też w polu… Nauczyło mnie to szacunku dla życia, ale przede wszystkim — natury.
Twoje pasje, Twoje założenia programowe w festiwalach i koncertach, które realizujesz…
Intryguje mnie różnorodność programowa, zastosowanie najrozmaitszych instrumentów — także niekonwencjonalnych. Staram się zaproponować moim odbiorcom — niemuzykom — coś nieschematycznego, rzadko spotykanego w salach koncertowych. Przyciąga to wiele osób, które na inny koncert — skrzypcowy czy fortepianowy — by nie przyszły. Przychodzą natomiast na koncert rogu alpejskiego czy fletni Pana i tą drogą docierają do muzyki Bacha czy Mozarta. Instrumenty te wykorzystują znakomici profesjonaliści. Herman Ebner jest profesorem w Austrii, Marcus Lindner, grający na rogu alpejskim, jest profesorem i dyrygentem profesjonalnych orkiestr wojskowych. Moją wyobraźnię muzyczną kształtuje przede wszystkim natura. Jak już mówiłem — kocham przyrodę i jest ona dla mnie najważniejsza. Chodzi o to, żeby muzyka była jak najbardziej naturalna. Natomiast jeżeli chcemy mówić mądrzej i trudniej, musimy ludzi do tego przygotować. Jeżeli moim odbiorcom przygotuje się bardzo atrakcyjny i zróżnicowany program, na który mogą się psychicznie nastawić, to oni zaczynają też chodzić na koncerty, które są w odbiorze trudniejsze.
Zainicjowałem w Polsce 46 festiwali — Leżajsk, Lublin, Radom-Orońsko, Kalwaria Zebrzydowska, Jędrzejów i zakon cystersów w jednym z najstarszych klasztorów, Zelów. Działam też w Trzebnicy. Te miejscowości zaistniały dzięki mojej inicjatywie, a ludzie pochodzących z tych rejonów mogą słuchać muzyki, poznawać znakomitych aktorów i muzyków. Myślę, że nie ma na świecie człowieka, który by zainicjował taką ilość festiwali.
Z myślą o Benedykcie XVI w tym roku namówiłem Sławę Kowalińskiego na napisanie koncertu na fortepian i orkiestrę symfoniczną z organami. Koncert został wykonany z okazji przyjazdu papieża do Polski. Zagrałem w nim partię organową i nagrałem go na płytę CD — W hołdzie Janowi Pawłowi II. Benedykt XVI jest pianistą, dlatego aby Go w Polsce uhonorować, wykonaliśmy utwór napisany specjalnie z tej okazji i nigdy wcześniej niewykonywany.
A drugi nurt, Twoja współpraca z ludźmi, którzy posiadają najwyższej miary osiągnięcia artystyczne. Jesteś nie tylko znakomitym muzykiem, lecz także managerem…
Jeżeli zaproponujemy Krzysztofowi Pendereckiemu czy Henrykowi M. Góreckiemu najwyższe splendory w hermetycznych i elitarnych środowiskach, czyli to, co mają na wyciągnięcie ręki, nie jest to dla nich żadną atrakcją. A moja siła polega na tym, że potrafię zetknąć tych znakomitych artystów z rzeszami zwykłych odbiorców, dla których od wielu lat organizowałem koncerty i festiwale z zastosowaniem instrumentów niekoniecznie stosowanych w muzyce klasycznej i w ten sposób rozbudziłem w nich miłość do muzyki i nawyk chodzenia na koncerty.
Opowiedz jeszcze kilka słów o ludziach znanych, ciekawych…
Współpracuję z takimi wybitnymi artystami, jak Jerzy Zelnik, Krzysztof Kolberger, Olgierd Łukaszewicz, Ania Seniuk czy Grażyna Barszczewska. A także z takimi muzykami, jak Konstanty Andrzej Kulka, Jerzy Maksymiuk, Krzysztof Penderecki, Mikołaj Henryk Górecki.
Realizowanie nagrań naszych projektów jest bardzo ważnym nurtem mojej działalności, np. z Krzysztofem Kolbergerem nagrałem płytę kompaktową, która stała się bestsellerem nie tylko w Polsce, ale również w Europie i na świecie.
Powiedziałabym, że jest to wielowątkowość Twojej współpracy z ludźmi znanymi. Z jednej strony jesteś ich managerem, z drugiej strony występujesz jako artysta. Czy mógłbyś powiedzieć parę słów o sobie w tym kontekście?
Wykonuję koncerty i recitale organowe w największych salach i katedrach na świecie — do form mniejszych, kameralnych (np. z Konstantym Andrzejem Kulką) do form dużych (np. orkiestry, chóry profesjonalne z towarzyszeniem organów). Występuję często jako pianista, akompaniując wybitnym śpiewakom. Teresa Żylis Gara czy Wiesław Ochman są tego najlepszymi przykładami.
Nie mogę nie wspomnieć o dziesięcioletniej, bardzo intensywnej współpracy ze wspaniałym muzykiem grającym między innymi na fletni Pana i cymbałach koncertowych — prof. Georgijem Agratiną z Akademii Muzycznej w Kijowie. Prócz koncertów, które wspólnie wykonaliśmy, płyt, które nagraliśmy, profesor jest konsultantem moich przedsięwzięć artystycznych, czuwa nad zachowaniem najwyższego poziomu we wszystkich działaniach.
Nie liczyłem, że uda mi się jeszcze wymyślić coś oryginalnego, jednak ostatnio zainspirowały mnie twoje gongi i stąd pomysł zagrania w duecie na organach oraz na gongach, misach dźwiękowych i in., w dwóch różnych płaszczyznach. Nagraliśmy płytę Misterium Dźwięku — pamięci wydarzeń radomskich czerwca 1976, której promocja rozpoczęła się w Starachowicach uroczystym koncertem we wrześniu tego roku. Nasze koncerty cieszą się dużym zainteresowaniem, przychodzi bardzo dużo ludzi i nawet jeżeli uprzednio nie przeżyli takich wrażeń i nie spodziewali się tak opracowanego repertuaru — podoba im się i po koncertach są po prostu zadowoleni. I o to nam chodziło.
Ponieważ na całym świecie nikt nie gra w duecie na tak niespotykanym zestawie instrumentów, nie istnieje literatura muzyczna na gongi i organy. Musieliśmy więc sami stworzyć utwory, które są zawarte na tej pierwszej wspólnej płycie. Jesteśmy też w trakcie realizacji projektu gry na fortepianie i na gongach oraz innych instrumentach idiofonicznych. Chciałbym więc podziękować ci za dotychczasową współpracę i mam nadzieję, że powstaną następne wspólne nagrania.
Ja też bardzo się cieszę z dotychczasowych efektów naszej pracy. Na zakończenie — powiedz słowo o Twoim trybie życia?
Nie chodzę codziennie do pracy: do żadnych filharmonii, do szkół, lecz jeżdżę po świecie na koncerty oraz je organizuję. I nic więcej nie robię — poza działką, przyrodą i remontowaniem starej kamienicy. To są moje pasje.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Z Robertem Grudniem rozmawiała Iwona Jędruch
Łódź, 10.2006
Rozmowa ukazała się w
Moda&Styl nr _11/ jesień _ 06 / strona 92/93
www.moda-styl.pl/index.html